Oprócz tego że pasuje mi lokalizacyjnie (jest tuż przy Powązkowskiej), to mam pewność że nie będę żałować zostawionych tu pieniędzy bo do końca dnia będę przyjemnie syta i nie będę miała ochoty podjadać, żeby nie zaburzyć idealnego uczucia, które zostało we mnie po obiedzie.
Co prawda ceny są dość wysokie, ale porcje przyzwoite, a smak pierwszorzędny więc według mnie jakość/cena=1.
Cały budynek na pierwszy rzut oka wygląda niezachęcająco, przypomina mi jakiś hangar, ale w środku jest ciepły, przytulny i kameralny. Poza tym jest w dość nietypowym miejscu jak na restaurację, nie ma tam tłumów (mam wrażenie, ze Joseph's większość osób zna z polecenia), najczęściej widuję tam chyba jakieś spotkania biznesowe, albo spotkania ludzi w wieku 40-50lat :) ale to wszystko mi się podoba, bo dzięki temu jest trochę ekskluzywnie:) Gdybym była politykiem albo celebrytą, to bym tam chodziła bo mogłabym spokojnie zjeść bez 'Tusk, morderco! Będziesz wisiał na latarni!!' albo 'Łał, patrz! Natalia Lesz ojacie!' :D
Oprócz tego fajne jest to, że co jakiś czas zmieniają dania główne. Wyboru nie ma dużego - zazwyczaj 3-4 potrawy, ale każdy znajdzie coś na zasadzie 'o, na to własnie mam ochotę!', a nie 'no może być'.
Dziś na początek było Cappuccino dnia. Dla mnie jest zawsze zagadką, z czego to jest. Zazwyczaj mam wrażenie, że rozpoznaję ten smak ale jeszcze nigdy nie udało mi się odgadnąć, z czego akurat było :)
Potem zagrałam sałatkę z kozim serem. Ogólnie nie jestem fanem sałaty, czy warzyw w ogóle, ale akurat jestem na przedświątecznej diecie, więc spróbowałam. Zazwyczaj męczę się z sałatkami, ale tę jadłam bez skrzywionej miny;) Dużo koziego sera (co nie jest takie oczywiste według niektórych szefów kuchni) o idealnej konsystencji, dzięki czemu mogłam nim pokryć dokładnie powierzchnie sałaty żeby zabić jej smak :D, do tego przykleić jakieś marynowane warzywa (na pewno buraczki, reszty nie rozpoznałam) i powstawała taka pasta :)
Na sam koniec, na stół wjechał Sandacz na glazurowanej dyni. Nie wiem jaka jest tajemnica, chyba obtaczają go w anielskim pyle, bo takiej ryby jeszcze nigdy nie jadłam. Jest doskonała w każdym atomie, dynia idealnie się tam wkomponowuje, a dzięki szpinakowi na wierzchu, jest jeszcze bardziej soczysta. Danie główne w Joseph's jem zawsze małymi kęskami, nawet jak umieram z głodu, żeby jak najdłużej się nim delektować :)
Zawsze na końcu jest jeszcze deser, ale jak już wspomniałam, zrzucam sadło, więc tym razem powiedziałam stanowcze nie.
Napiszę tylko o specjalności zakładu. Nazywa się Czarny las, a jest to coś, czego trzeba spróbować chociaż raz w życiu. Suflet czekoladowy z kozim serem i pianką imbirową - jak usłyszałam co to za kompozycja, zrobiłam taką minę :| ale pani kelnerka zapewniła że to najlepszy deser, więc zaryzykowałam. I to było najszczęśliwsze 5 minut w moim życiu. Moja mina zmieniła się na <marzyciel> wraz z pierwsza łyżeczką tego kulinarnego cudu. To jest po prostu to jest deser, o którym się marzy.
Napiszę tylko o specjalności zakładu. Nazywa się Czarny las, a jest to coś, czego trzeba spróbować chociaż raz w życiu. Suflet czekoladowy z kozim serem i pianką imbirową - jak usłyszałam co to za kompozycja, zrobiłam taką minę :| ale pani kelnerka zapewniła że to najlepszy deser, więc zaryzykowałam. I to było najszczęśliwsze 5 minut w moim życiu. Moja mina zmieniła się na <marzyciel> wraz z pierwsza łyżeczką tego kulinarnego cudu. To jest po prostu to jest deser, o którym się marzy.
Wiem że mój post może się wydać trochę zbyt entuzjastyczny, ale wciąż mam to uczucie zadowolenia po wyśmienitym posiłku :D
Ogólnie polecam to miejsce na każdą okazję. Gwarantuję że każdy wyjdzie stamtąd zadowolony :)
http://www.josephwinebar.pl/
http://www.josephwinebar.pl/